Dom zgrozy

Pamiętacie jeszcze "Sąsiadów"? Dwóch przygłupów próbujących rozwiązać proste codzienne kłopoty za pomocą coraz bardziej ziejących surrealizmem środków. Czeskie poczucie humoru oparte jest tu
Dom zgrozy - recenzja "Hello Neighbor"
Pamiętacie jeszcze "Sąsiadów"? Dwóch przygłupów próbujących rozwiązać proste codzienne kłopoty za pomocą coraz bardziej ziejących surrealizmem środków. Czeskie poczucie humoru oparte jest tu jednak na żelaznej wewnętrznej logice, która prowadzi nas krok po kroku na szczyt piramidy absurdu. "Hello Neighbor" okazuje się niestety antytezą tego serialu: wewnętrznej logiki brak, a jedyna piramida to ta zbudowana ze stosu walających się wszędzie kartonów.




Zaczęło się, jak zwykle, od ciekawego pomysłu na Kickstarterze: nasycony atmosferą niepokoju horror, adaptujące się do zachowań gracza AI i intrygująca tajemnica pociągająca do eksploracji. Projekt, choć zaciekawił graczy i pojawił się na chwilę w mediach, nie zdobył potrzebnego finansowania. Studio Dynamic Pixels nie dało jednak za wygraną i ogłosiło, że prace nad "Hello Neighbor" będą trwać. Gra spóźniła się ponad rok, dwukrotnie odsuwano datę premiery, jednocześnie uruchamiając możliwość zamawiania przedpremierowo, jak gdyby twórcom potrzebny był zastrzyk gotówki. W dniu premiery, można odnieść wrażenie, że pieniądze wyparowały, a finalny produkt błaga o kolejne wiele miesięcy pracy, najlepiej pod okiem zupełnie innych deweloperów.



   

"Hello Neighbor" jest dowodem na to, że oryginalny pomysł i jego pociągnięty grubą kreską grywalny szkic to nawet nie ćwierć sukcesu. Założenie jest faktycznie ciekawe: dziwny, agresywny sąsiad, jego zasypany przedmiotami dom i prosta misja: dostać się do wołającej nas, jak w każdym dreszczowcu, piwnicy. Wszystko zrealizowane w specyficznym stylu creepy-cute, doprawionym szczyptą estetyki lat 50. W praktyce założenia zostają jednak zaprzepaszczone. Prosty prolog nigdy nie prowadzi do ciekawszego rozwinięcia. Kolejne wydarzenia nie tworzą zajmującej narracji, przeradzając się w serię niespecjalnie powiązanych ze sobą zdarzeń – kolejne etapy penetrowania sąsiedzkiego domostwa poprzetykane są pojawiającymi się w formie sennych koszmarów wspomnieniami. Skoro storytelling nie istnieje, przyjemność z grania powinien uratować sam gameplay. Cóż, tu czeka na graczy jeszcze większe rozczarowanie. Zagadki mogłyby być wystarczającą motywacją do posuwania się naprzód gdyby, jak w "Portalu", uczyły nas konsekwentnie czegoś nowego, bawiły jak w klasycznych przygodówkach, łączyły kreatywnie mechaniki jak w "The Witness" czy dawały po kawałku poznawać ukrytą w przedmiotach i lokacjach historię. Niestety w zdecydowanej większości sprowadzają się do odgadnięcia dziwnego zastosowania losowych przedmiotów w przypadkowych miejscach. Wsadzenie globusa do zamrażarki, a potem postawienie go na postumencie pozwala przejść po zalanym wodą pokoju. Dlaczego? Tę tajemnicę sąsiad zabierze ze sobą do grobu...

   

Co gorsza, mozolne kombinowanie zbiega nam przy kompletnym braku napięcia – bo sąsiad, solidarnie, nie uczy się razem z nami. Sztuczna inteligencja tak zachwalana przez twórców ma zaniki pamięci i kłopoty z błędnikiem. Gdy otworzysz drzwi do domu, ścigający cię sąsiad wyskakuje oknem, regularnie wchodzi w stan zaniepokojenia, wyczuwając gracza przez ściany, uparcie wraca w miejsce, w którym uprzednio nas złapał, ułatwiając tym samym penetrowanie całej reszty lokacji. W jego architektonicznie szalonym domu znajduje się mnóstwo elementów i przedmiotów, których zastosowania, poza podstawowym robieniem hałasu lub wybijaniem szyb, nigdy nie odkryłam: wiatraczek, kosiarka, kula do kręgli, piłka do koszykówki. Okazało się też, że nie były mi do niczego potrzebne. Mimo przechodzenia kolejnych sekcji gry dominującymi uczuciami pozostały irytacja, nuda i zagubienie. 



Oliwy do ognia dolewa też silnik fizyczny, który powoduje, że wszystko jest trudne, nawet czynności oczywiste. Przedmioty po upuszczeniu odlatują albo znikają jak wystrzelone z katapulty, sterowanie jest toporne i nieintuicyjne – tym bardziej na uwagę zasługuje decyzja twórców, by uprzyjemniać nam zagadki niekończącymi się sekcjami skakania i wspinaczki, a postawienie dwóch pudełek jedno na drugim jest jak budowanie wieży z rozgotowanych galaretek. Nie można odmówić twórcom z Dynamic Pixels ambicji i żyłki do budowania surrealistycznych przestrzeni w ciekawej estetyce, widać jednak na pierwszy rzut oka, że nie potrafią posługiwać się podstawowymi narzędziami niezbędnymi do osiągnięcia celu. "Hello Neighbor"wygląda jak leniwy sen Salvadora Dalego, tyle że przelany na płótno przez niewidomego malarza, którego ręce cierpią na zaawansowany reumatyzm.
1 10
Moja ocena:
3
Absolwentka filozofii i polonistyki na Uniwersytecie Warszawskim. Laureatka III miejsca w konkursie im. Krzysztofa Mętraka dla młodych krytyków filmowych (2011). Pisze o filmach do portali... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones